Sprawy Sercowe
Wprawdzie kardiolodzy upierają się, że to nie sercem kochamy, lecz mózgiem, ale nawet oni przyznać muszą, że miłość dobrze na serce wpływa. O tym, dlaczego tak się dzieje i o wielu innych sprawach, o których nie usłyszycie od swojego lekarza, rozmawiamy z prof. dr. hab. n. med. Krzysztofem Filipiakiem.
Autor: Joanna Rachoń
Panie profesorze, o czym najbardziej zapominamy, dbając – a raczej nie dbając – o serce? Może za mało je rozumiemy?
Serce to zwykły mięsień, pompa do przetłaczania krwi, ale jako pompa pracująca bez wytchnienia przez całe życie, a zdarza mu się w wyjątkowo długim życiu bić nawet do 3 miliardów razy, wymaga specjalnej troski. Dlatego nawet jeśli nie ma powodów do niepokoju, powinniśmy zgłaszać się na badania. To pewien paradoks, ale to nasze serce, pompujące życiodajną i utlenowaną krew z płuc do wszystkich narządów, pracuje tak szybko, że nie ma czasu odżywiać się krwią, którą pompuje poprzez swoje własne komory. Za szybko przepływa ona przez tę pompę. To dlatego natura wyposażyła nas w delikatne tętnice odchodzące od aorty, które zawracają do mięśnia sercowego, oplatają je od zewnątrz w postaci wieńca naczyń lub ich korony i są przy okazji miejscem najczęstszej choroby serca – popularnie zwanej wieńcówką, a więc stanu zwężenia tych naczyń przez miażdżycę, na którą całe życie pracujemy. Od choroby wieńcowej już tylko krok do zawału serca, a od zawału serca do pozawałowej niewydolności tego narządu. Tym bardziej nie dziwi, że tyle uwagi poświęcamy tej „koronie serca” – naczyniom wieńcowym, które chronimy, leczymy, oglądamy w trakcie koronarografii, poszerzamy, wkładamy różne protezy.
Z fascynacją opowiada pan o budowie serca.
Serce to, jak powiedziałem, kawałek mięśnia, ale fakt, że przepływa przez nie krew zarówno utlenowana z płuc do wszystkich narządów, jak i nieutlenowana – żylna z wszystkich narządów z powrotem do płuc, spowodował, że w toku ewolucji mięsień ten nabrał szczególnej budowy. Rozdzielił się na serce prawe i lewe, one z kolei – na przedsionki i komory – zasadnicze pompy tłoczące krew. Każdy z tych obszarów oddzielają delikatnej budowy zastawki. To rzeczywiście doskonale zbudowane błony, otwierające się z ogromną precyzją, którymi zafascynowany był już Leonardo da Vinci. Nie wiem, czy pani wie, ale to on najwcześniej opisał precyzję przepływu turbulentnego krwi przez zastawki serca. Cykl jego rycin o budowie serca wydaliśmy w ubiegłym roku, za zgodą JKM Elżbiety II, Królowej Wielkiej Brytanii, obecnej właścicielki tych rycin, w polskiej edycji albumu „Serce Leonarda”. Miałem zaszczyt być polskim redaktorem tej bardzo ciekawej pozycji wydanej przez ITEM Publishing. Zachęcam do lektury.
Czy da się powiedzieć, jakie życie najbardziej lubiłoby serce człowieka?
Najlepsze byłoby życie aktywne, ze zrównoważonym czasem na pracę, wysiłek fizyczny, ale i odpoczynek. Życie bez nadmiernych stresów, w miłym otoczeniu, w radości, w samospełnieniu, z rodziną, bez wpływu substancji toksycznych, w czystym, nieskażonym powietrzu…
To może spytajmy lepiej: czego nam serce nigdy nie wybaczy?
Nie wybaczy nam przede wszystkim eksponowania go na działanie czynników przyspieszających rozwój miażdżycy i zatykanie się naczyń wieńcowych. Każdy lekarz wie, że w praktyce liczą się tylko cztery czynniki ryzyka: nadciśnienie tętnicze, palenie papierosów, cukrzyca i podwyższone stężenie cholesterolu we krwi. Serce nie wybaczy nam, jeżeli nie leczymy lub nie przeciwdziałamy każdemu z tych czynników. Zawsze kontrolujmy ciśnienie tętnicze i nie pozwólmy, żeby było wyższe niż 140/90 mmHg. Nie palmy papierosów, ale unikajmy też miejsc, w których się pali. Kontrolujmy glikemię (poziom cukru) we krwi, unikajmy nadwagi i otyłości, bo prowadzą do cukrzycy w przyszłości, leczmy cukrzycę skutecznie, jeżeli już ją mamy. No i pamiętajmy o podwyższonym stężeniu cholesterolu całkowitego. Szacujemy, że około 18 milionów dorosłych Polaków ma podwyższone stężenie cholesterolu całkowitego, a wielu z nich o tym nie wie, bo nigdy się nie bada.
A czego serce nie rozumie w naszym zachowaniu?
Widzę, że próbuje pani nadać sercu jakieś magiczne znaczenie (śmiech). Zaręczam, nie posiada ono samoświadomości i nie analizuje naszych zachowań. Ale, pozostając w konwencji pytania, serca z pewnością nie zrozumiałoby, dlaczego nie dbamy o siebie i nie wdrażamy zasad profilaktyki prozdrowotnej. Oprócz tego, o czym mówiłem poprzednio, to przede wszystkim ruch, aktywność, zdrowe odżywianie. Każda aktywność ruchowa jest dobra. Pewnie narażę się osobom biegającym maratony, ale akurat przesadne wysiłki fizyczne nie są dobre dla wszystkich. W oddziałach kardiologii często po biegu maratońskim hospitalizujemy osoby, które nie powinny biegać takich dystansów. Polecam aktywności zdecydowanie zdrowsze – spacery, jazdę rowerem, a przede wszystkim sport doskonały, bo wykonywany w całkowitym odciążeniu wszystkich stawów – pływanie. Sam staram się zarówno pływać, jak i jeździć na rowerze tak często, jak mogę. Ze stylu życia – nie zapominajmy o drobnych przyjemnościach – kieliszku czerwonego wina, kawałku czekolady, warzywach i owocach. Wiemy dzisiaj, że również te elementy chronią nasze serca.
Czerwone wino… Tego spodziewałam się w rozmowie z kardiologiem.
I słusznie. Kluczem do zrozumienia zdrowotnego wpływu wina jest nie tyle zawarty w nim alkohol, co liczne związki z grupy polifenoli i flawonoidów obecne w skórce winogron. Działają przeciwmiażdżycowo, przeciwzapalnie, korzystnie modyfikują lipidy krwi, zmniejszają ryzyko zlepiania się płytek, jeżeli stosowane są w bardzo umiarkowanych ilościach. Zawartość tych korzystnych polifenoli jest, jak dzisiaj wiemy, większa w winach czerwonych niż białych, wytrawnych niż słodkich. Szczególnie wysokie zawartości flawonoidów cechują wina z tzw. Nowego Świata (Ameryka Południowa, Australia, Izrael, RPA), ich stężenie spada w winach z krajów mniej nasłonecznionych czy w winach długo leżakujących. W ostatnich latach pojawiają się prace o szczególnie „kardioprotekcyjnych” szczepach win, które doceniają kardiolodzy. Wśród takich szczepów wymieniłbym: Cannonau di Sardegna, Malbec, Primitivo, Tannat…
Jest jeszcze coś, o czym nie wiemy, a powinniśmy, chcąc dbać o serce?
Jak najbardziej: wspomniałem już o czekoladzie, również zawierającej bardzo dużo korzystnych polifenoli. Niestety, jest również bardzo kaloryczna, ale zawsze powinniśmy znaleźć dla niej miejsce w diecie – dotyczy to czekolady gorzkiej, o jak największej procentowej zawartości kakaowca. Z pomyślnych wiadomości, które cieszą moich pacjentów, dodam, że wykazano korzystne relacje pomiędzy stanem układu krążenia a aktywnym życiem seksualnym. Również dla mężczyzn, także tych z chorobami układu krążenia, po konsultacji lekarskiej rekomendujemy i przepisujemy dzisiaj nowoczesne leki na zaburzenia erekcji. Korzystnie wpływają one na inne łożyska naczyniowe, nie tylko na naczynia w ciałach jamistych prącia. Sildenafil, wprowadzony na rynek farmaceutyczny pod nazwą Viagra®, jest dzisiaj naszym podstawowym lekiem w nadciśnieniu płucnym – groźnej chorobie prawej części serca. Dla kobiet, już niedługo, będziemy mieli lek poprawiający kilka innych aspektów ich życia seksualnego – flibanserynę, okrzykniętą w USA „kobiecą viagrą”. Kardiolodzy interesują się tym tematem, bowiem np. zaburzenia erekcji u mężczyzn wyprzedzają często rozpoznanie choroby wieńcowej. Ukazują się prace udowadniające, że mężczyźni z kiepską jakością nasienia mają większe ryzyko chorób sercowo-naczyniowych. Od serca do spraw seksu w takim razie rzeczywiście niedaleko…
Skoro dotknął pan spraw intymnych, zapytam, jak na serce wpływa stan zakochania? Czy ono bierze w nim udział? A jak reaguje na gniew, złość?
Gdybyśmy żyli w wiekach średnich, odpowiedziałbym twierdząco – już od czasów Arystotelesa uważano, że serce to siedziba myśli, rozumu, często odrzucano rolę mózgu. Już Oblubieniec w biblijnej „Pieśni nad pieśniami” mówi: „Oczarowałaś me serce, siostro ma, oblubienico, oczarowałaś me serce jednym spojrzeniem twych oczu, jednym paciorkiem twych naszyjników”. Muszę jednak panią zmartwić: to mózg jest najważniejszy i to tam należy szukać źródeł „zakochania”. To nie serce jest pierwszoplanowe i nie tu szukałbym mitycznej „duszy”. Nie jestem specjalistą neurologiem ani psychiatrą, ale słyszałem, że bardzo atrakcyjna jest ostatnio koncepcja nowej siedziby duszy – to mały obszar anatomiczny zwany przedmurzem (łac. claustrum) – cienka warstwa kory szarej mózgu kluczowa dla powstawania świadomości. A czy serce bierze udział w takich emocjach jak zakochanie, gniew, nienawiść, złość? Z pewnością tak, ale pośrednio, poprzez układ nerwowy. We wszystkich tych stanach emocjonalnych obserwujemy specyficzne napięcie układu współczulnego, wydzielenie hormonów stresu, przyspieszenie akcji serca. Czasami rzeczywiście może to skutkować nawet stanami przypominającymi zawał serca. Znamy taką chorobę w kardiologii i od kilku lat opisywana jest jako zespół takotsubo – objawia się bólem wieńcowym, a serce nienaturalnie się kurczy, wygląda w niej jak japońskie naczynie do łapania ośmiornic – stąd nazwa.
Czyli na nasze serce wpływa np. życie w długotrwałym stresie? Albo rozstanie z kimś kochanym?
Jak najbardziej. Wspomniany zespół takotsubo inaczej opisywany jest też jako „broken heart syndrome” – zespół złamanego serca. Przy dużym stresie emocjonalnym – rozstaniu, śmierci kogoś bliskiego, możliwy jest w tym mechanizmie nawet nagły zgon sercowy. Opisano wiele takich sytuacji, a czynniki stresowe mogą być bardzo różne: kłopoty finansowe, bankructwo, rozwód, kłótnia z kimś bliskim, ale również stan lub napad innej choroby – astmy oskrzelowej, rozpoczęcie leczenia onkologicznego, zabieg operacyjny czy udar mózgu. Wszystkie te czynniki mogą wywołać atak serca w mechanizmie zespołu złamanego serca.
Czy kiedy okazuje się, że serce wysyła znaki ostrzegawcze, ludzie zmieniają coś w swoim życiu? Dlaczego tylko na chwilę i jakie to ma konsekwencje?
Dużym znakiem ostrzegawczym jest z reguły zawał serca. Paradoksalnie, to właśnie pacjenci po zawale lepiej rokują co do zmiany stylu życia – łatwiej namówić ich na zmianę diety, rzucenie palenia, odchudzenie się, kontrolę ciśnienia tętniczego, cholesterolu. Wcześniejsze znaki ostrzegawcze są, niestety, często lekceważone. A konsekwencje to choroba serca, o której mówiliśmy.
Czy nasze serce ma zdolność przystosowywania się do niekorzystnych warunków zewnętrznych? Kiedy na przykład musimy spać krócej, niż to zalecane – czy wpływa to na nie?
Dotyka pani kwestii dopiero od niedawna będących obiektem zainteresowania kardiologów. Sen jest ważny dla serca i nocne „wyciszenie” aktywności układu nerwowego, cyklu wydzielania hormonów sprzyja zdrowiu. U chorych po zawale serca zaobserwowano większą śmiertelność zarówno wśród tych „niedosypiających” – śpiących mniej niż 6 godzin dziennie, jak i tych „nadmiernie śpiących” – ponad 9 godzin dziennie. We wszystkim zatem serce dyktuje nam zasadę „złotego środka”. Niestety, nie przystosuje się do niekorzystnych warunków zewnętrznych, o które pani pyta. Po latach zapłacimy rachunek za rozregulowany cykl dobowy, nieprawidłowe dobowe profile ciśnień krwi, wydzielania hormonów.
Czy na serca ma wpływ to, z kim przebywamy, czego słuchamy, na co patrzymy?
Jak najbardziej tak. Taki wpływ, poprzez układ nerwowy obserwujemy w całym układzie krążenia. Możemy badać np. elastyczność naczyń i stan śródbłonka naczyń (warstwa niezwykle ważnych komórek wyściełających naczynia od środka) w zależności od tych czynników. I tak zaobserwowano, że lepszą rozszerzalność naczyń mają osoby oglądające lekkie komedie romantyczne niż te, którym pokazywano filmy wojenne i dramaty. Sam śmiech, dobre samopoczucie, śpiewanie, zwłaszcza śpiewanie chóralne, przebywanie z innymi, korzystnie oddziałuje na nasz układ nerwowy i tzw. napięcie współczulne – wykazano to w kilku badaniach ostatnio publikowanych w fachowych pismach kardiologicznych. Z jednego z europejskich kongresów kardiologicznych pamiętam też badanie eksperymentalne, w którym zwierzętom hodowlanym (świnie) puszczano seanse muzyki Jana Sebastiana Bacha lub heavy metal. Świnie słuchające heavy metalu częściej doświadczały napadu arytmii serca. Nie znam takich badań na ludziach, zresztą komisja etyczna nie wyraziłaby pewnie zgody na takie eksperymenty z przymuszaniem do słuchania muzyki (śmiech). Ale warto cieszyć się życiem, przebywać z ludźmi, których kochamy, z którymi się przyjaźnimy, a unikać tych, którzy są „emocjonalnie toksyczni”. Także dla zdrowia serca, o którym rozmawiamy.
Zastanawia się pan czasem, patrząc na swoich pacjentów, a może rozmawiając z nimi, jak to się dzieje, że traktujemy swoje serce jak urządzenie, które można oddać do naprawy? Albo coś, co jest niezniszczalne. Skąd taka niefrasobliwość?
To już bardzo filozoficzne pytanie. Odpowiem zatem filozoficznie. Profesor Zygmunt Bauman mawia, że żyjemy w „kulturze pośpiechu”. Gonimy za szczęściem, sukcesem, powielamy styl życia oferowany na bieżąco przez rynek, a „spowolnienie” postrzegane jest jako karygodne marnotrawstwo. Gubimy w tym często to, co ważne. Przechodząc z wielkiej filozofii na grunt codzienny, powiedziałbym tak: warto zwolnić, zastanowić się, zrobić coś dla serca, nic nie jest nam dane na zawsze.
Panie profesorze, jak jeszcze zainteresowałby pan sercem tych, którzy o nie nie dbają?
W tej rozmowie przemyciliśmy już chyba wiele takich „dróg komunikacji”. Serce to styk medycyny, filozofii, biologii, sztuki, literatury, technologii. A wie pani również, że matematyki? Wszystkim matematykom polecam rozwiązanie równania: (x2+ y2-1)= x2 y2 To równanie to kardioida – krzywa przypominająca swym kształtem symboliczne serce. Wiedziała pani o tym?