Regina Brett – Książki, które leczą

Reginę Brett kochają czytelnicy w 20 krajach za przykład, który daje i za obietnicę dobrych zmian w życiu.

Rozmawia: Grażyna Lubińska

Gdyby pani książki były sprzedawane w aptece, komu farmaceuta powinien je rekomendować?

Podoba mi się pomysł, by moje książki były jak na receptę. Na pewno poleciłabym je osobom, które leczą się na raka, bo to przeżyłam. Może ogólnie zapisałabym je ludziom cierpiącym na przewlekłe choroby. Moje książki mogłyby im pomóc przejść przez trudną drogę.

Proszę podać instrukcję czytelnikom „Mody na Zdrowie”, jak mogą pomóc bliskim, którzy chorują.

Najważniejsza rada to: nie uciekaj, nie unikaj osoby chorej. Wiele osób zaczyna się bać, gdy ktoś bliski zachoruje. Albo z prawdziwej troski pytają „jak mogę ci pomóc”, a chory bywa zbyt zmęczony, by zastanawiać się, czego potrzebuje. Najlepiej zaproponować takiej osobie np. trzy rzeczy, które możesz dla niej zrobić dobrze.

Regina_foto

Regina Brett – urodzona w 1956 amerykańska dziennikarka, felietonistka i autorka bestsellerowych książek. Jej książka „Bóg nigdy nie mruga” trafiła na listę bestsellerów „New York Timesa”. Studiowała dziennikarstwo i religioznawstwo. Była dwukrotnie nominowana do nagrody Pulitzera w 2008 i 2009 roku. Zdobyła prestiżowe nagrody, m.in. National Headliner Award za publikacje, będące opisem jej zmagań z rakiem piersi. Stale wspiera organizacje charytatywne. Razem z mężem mieszka w Ohio.
Co możemy zrobić dla chorego?

Możemy np. załatwić sprawunki, zrobić pranie, zająć się dzieckiem czy znaleźć dobre książki do czytania. Chodzi o to, by pomyśleć o życiu takiej osoby, co może być na jej liście spraw do załatwienia, i żeby załatwić jedną z nich. Kolejna ważna sprawa to podtrzymywanie kontaktu. Zwykle na początku wszyscy się zbierają wokół chorego, zajmują się nim, ale im dłużej trwa choroba, tym bardziej to grono się wykrusza. Każdy wraca do swojego życia i zapomina, że chory potrzebuje jego obecności.

Jakich słów możemy używać w rozmowie z chorym?

Pierwsze, co warto powiedzieć, to: „Bardzo mi przykro, że musisz przez to przejść, chcę być z tobą w tej trudnej podróży, chcę cię w tym wspierać”. Niedobre jest zadawanie osobistych pytań. Kiedy miałam raka piersi, ktoś spytał: „OK, a która to pierś?”. Mnie nie przeszkadza takie pytanie, ale jest dosyć dziwne. Bo gdybym miała raka mózgu, to raczej nikt nie pytałby, w której półkuli. Nie należy też chorym opowiadać historii, które źle  się kończą. Jeśli ktoś choruje na raka wątroby, a twoja matka miała tego raka i zmarła, to raczej pomiń ten szczegół, a skup się na tym, co może dać nadzieję. Niektórzy ludzie opowiadali mi, że ich pies chorował na raka. To było dla mnie trudne!

Jak się zachować w obliczu ciężkiej choroby?

To zależy od tego, na ile blisko jest się ze śmiertelnie chorą osobą. Jeżeli to jest najbliższy przyjaciel czy matka lub dziecko, to ważne, żeby pokazać i powiedzieć, że wiemy, co się dzieje, że zdajemy sobie sprawę z tego, co ich czeka. I trzeba przypominać sobie i im, że nawet najgorsza diagnoza jest tylko diagnozą!

Nie kłamiemy?

Nie udajemy, że nie ma problemu. Warto pomyśleć nad czymś „pomiędzy”. Można powiedzieć: „Słyszałem, że ciężko chorujesz. Jak mogę ci pomóc?”.

Jak pani dochodziła do tej wiedzy?

Sama tego doświadczyłam. Niektórzy wspaniale mnie wspierali, a innym szło to trochę gorzej. Jedno z najmilszych moich wspomnień z ciężkiej choroby to kiedy przyjaciółka umyła mi włosy, gdy po operacji nie mogłam wysoko unieść rąk. To mnie bardzo wzruszyło, bo niewielu jest takich przyjaciół, którzy przyjdą i umyją ci głowę. Inna przyjaciółka chodziła do biblioteki i wypożyczała dla mnie filmy. Wiele osób przesyłało mi kartki z miłymi słowami. Nie jedną kartkę, ale co kilka tygodni następną. To było miłe. Czułam dzięki temu, że nie zapomnieli o mnie. Że o mnie myślą.

Tylko przyjaciele? Czy czytelnicy pani prasowych felietonów również pisali?

Pamiętam zwłaszcza jeden dzień. Byłam zrozpaczona perspektywą rozpoczęcia terapii. Wiedziałam, że wypadną mi włosy, będę łysa, że będzie mi niedobrze, będę wymiotować. Pamiętam, że wróciłam do domu zrezygnowana, gotowa się poddać. Chciałam powiedzieć wszystkim: „Nie ma mnie, nie chcę tego przechodzić, nie chcę chemioterapii i całej reszty”. Kiedy wróciłam do domu, zastałam w nim pudło z kartkami od czytelników, którzy życzyli mi powrotu do zdrowia. Przysłali mi całe pudło nadziei i już nie mogłam się poddać. Czytałam te kartki, płakałam i uświadomiłam sobie, że chcę walczyć z chorobą dla siebie i dla nich. 16 lat później jestem tutaj, żyję i mam się dobrze.

Jak pani dba o siebie?

Wciąż się tego uczę. Moim hobby jest łucznictwo. Na strzelnicy celuję w środek tarczy. Gdybym miała porównać swoje życie do tarczy, to w jej centrum byłoby dbanie o siebie, medytacja i nawiązanie duchowej łączności z Bogiem. Później byłaby odpowiednia dieta, ćwiczenia, picie wody, a nawet taka prozaiczna czynność jak regularne chodzenie do toalety, słuchanie potrzeb swego ciała. Myślę, że mnóstwo matek pomija swoje najbardziej podstawowe potrzeby, bo są tak zajęte dbaniem o innych. I sen jest bardzo ważny. Wiele osób się nie wysypia, bo nie daje sobie na to wystarczająco dużo czasu. Wydaje się nam, że coś nam umknie, jak będziemy spać, że ktoś nas będzie potrzebował, a nas nie będzie. Jestem przekonana, że wypoczęci, lepiej możemy komuś pomóc. Następnym kręgiem tarczy jest dla mnie zapalanie świec zapachowych, kąpiele w pianie, słuchanie dobrej muzyki, czyli otaczanie się pięknem, podziwianie go i napawanie się nim. A ostatnim – wspaniałe czekoladki, których posmakowałam w Warszawie. Czekoladki wyłącznie dla mnie.

Na czym polega ta medytacja i  kontakt z Bogiem?

Każdy powinien się zastanowić, w jakiego Boga wierzy. Ja kiedyś wierzyłam w Boga, który nie był zbyt sympatyczny. Raczej wszystkich karał, a nie kochał. Na jego miłość musiałam zasłużyć. Tak czułam. A potem dostrzegłam takiego Boga, który mnie kocha i chce dla mnie wszystkiego, co najlepsze. Tym, którzy nie wierzą, radziłabym, żeby znaleźli moment zamyślenia, wsłuchali się w głos swojego serca, w to, co słyszą w swojej duszy, bo ten głos może im podpowiedzieć, czym się zajmować w życiu, a z czego lepiej zrezygnować. To jest świetny sposób na odstresowanie. Zatrzymać się w miejscu. Stanąć nieruchomo. Poczuć, że jesteśmy dokładnie w tym momencie.

W ostatniej książce pisze pani, że Bóg każdemu znajdzie pracę. Jak to zrobi?

W mojej nowej książce znalazły się felietony, które mówią o tym, że każdy może znaleźć to jedno jedyne miejsce pracy, które czeka właśnie na niego. Wiele osób narzeka, że nie może znaleźć pracy. A przecież ta praca może wyglądać zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażają. Może być gdzie indziej, niż jej szukali. To może oznaczać np. zmianę zawodu, który się wykonywało od zawsze. Może się otworzą przed nami nowe drzwi. Jeżeli nie potrafisz znaleźć płatnego zajęcia, to może jakąś podpowiedzią jest czasowy wolontariat, pomaganie innym. Jest wiele ścieżek, którymi można pójść. Zanim się którąś wybierze, trzeba się w siebie wsłuchać. Zastanowić się, co jest moją misją, po co jestem na tym świecie.

W wieku dojrzałym nie wszystkie wybory są nam dane, chociażby ze względu na stan zdrowia, wykształcenie.

W książce „Jesteś cudem” pisałam o mężczyźnie, który był sparaliżowany od góry w dół. Kiedy uległ wypadkowi, był na studiach. Skakał na trampolinie, spadł, uszkodził sobie kręgosłup. Mógł się poddać i powiedzieć, że nie znajdzie nigdzie pracy. Ale się nie poddał, skończył studia, zrobił nawet doktorat, który napisał, wystukując litery na klawiaturze patyczkiem, który trzymał w ustach. Teraz pracuje jako doradca w szpitalu. Pomaga ludziom z uszkodzeniem mózgu. Tacy ludzie jak on dają mi nadzieję, że nawet jeżeli mieliśmy inne plany na własne życie, to można spojrzeć na to, jak ono się potoczyło, i stworzyć nowy plan. Moja mama ma 84 lata i jest w domu spokojnej starości. Nadal jest przekonana, że żyje po to, by służyć innym. Ma alzheimera i traci pamięć. Jednak wciąż umie szydełkować. Robi więc kapcie, szaliki i czapki dla bezdomnych. Urodziła się na Słowacji. Ma w sobie tę słowiańską siłę.

Jaki jest związek między naszą pracą a dobrym samopoczuciem?

Większość z nas spędza jedną trzecią dnia w pracy. Jeżeli codziennie przez osiem godzin robisz coś, czego nienawidzisz, to myślę, że to wpływa na twój stan zdrowia. Zastanówmy się, co by było, gdyby każdego dnia przez osiem godzin każdy robił coś, co kocha. Ja kocham pisanie, budzę się z radością, że mogę pisać. To jest moja pasja! Myślę, że dzięki temu jestem lepsza dla mojego męża, dla moich dzieci. Nie każdą pracę, jaką wykonywałam, traktowałam w ten sam sposób. Miałam mnóstwo zawodów, których nie lubiłam. Ale każde z tych zajęć to był kolejny szczebel na drabinie, która mnie doprowadziła do tego miejsca, w którym jestem teraz. Więc nie radzę ludziom, żeby natychmiast rzucili to zajęcie, które wykonują, tylko żeby radzili sobie, jak najlepiej potrafią, i żeby szukali czegoś następnego. Tego, co pokochają.

Dlaczego pani książki w podtytule mają słowo „lekcje”?

Kiedy nadeszły moje 50. urodziny, roznosiło mnie szczęście. Udało mi się pokonać chorobę! Z tej radości napisałam 50 lekcji, których nauczyło mnie życie. Nigdy nie planowałam, że będę babką od życiowych lekcji. Samo tak wyszło. Na pewno nie jestem tylko nauczycielką. Cały czas uczę się od życia i widzę w sobie uczennicę.


Regina BrettKsiążki: „Bóg zawsze znajdzie Ci pracę” i „Jesteś cudem” znajdziesz w księgarni „Mody na Zdrowie”


[button content=”Księgarnia” color=”red” text=”white” url=”http://www.ksiegarnia.modanazdrowie.pl/sklep/ksiazki/psychologia/bog-zawsze-znajdzie-ci-prace/” openin=”_self”]

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *