Apteka z pasją
Jak wygląda sytuacja polskiej farmacji, Co nowe władze powinny zmienić i jak to zrobić – według farmaceuty z pasją, wielokrotnie nagradzanego za swoją działalność na rzecz pacjentów i środowiska aptekarskiego? – rozmowa z mgr. farm. Piotrem Stojkiem – prezesem częstochowskiej ORA, laureatem nagrody za całokształt sumiennej pracy zawodowej.
Rozmawiał: mgr farm. Michał Mańka
Od kilkudziesięciu lat pracuje pan jako farmaceuta, poświęcił temu zawodowi całe swoje dorosłe życie. Jak ocenia pan kondycję polskiego aptekarstwa?
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu farmaceuci funkcjonowali w gospodarce niedoborów, gdzie zawsze czegoś było brak. Czasem żartuję sobie, że pozycję farmaceuty budowano wtedy na niedoborach leków. Były wówczas harmonogramy dostaw – w różnych oddziałach Cefarmu różnie się one odbywały, średnio raz na miesiąc – więc pacjenci pilnowali, kiedy będzie dostawa do danej apteki. Dziś mamy przynajmniej jedną dostawę dziennie, a jeśli hurtownia jest blisko odbiorcy, dostarcza zamówienie w ciągu kilku godzin. Zmieniło się to, że dziś to my czekamy na pacjenta z potrzebnym mu lekiem. I można powiedzieć, że praktycznie każdy preparat jest niemal stale pod ręką.
Chyba że go właśnie nie ma w żadnej hurtowni.
Chyba rozumiem, do czego pan nawiązuje. To niezwykle bolesna sprawa, szczególnie gdy podaż wszelkich dóbr jest tak wielka, a nagle zaczyna brakować leków. Znamy wszyscy proceder odwróconego łańcucha dystrybucji i bezradność, kiedy pacjent w Polsce na jeden z leków innowacyjnych – bo głównie tych proceder dotyczy – musi czekać, bo są bezkarnie wywożone za granicę… Myślę, że ten problem ulega znacznej eliminacji. Do świadomości ogółu farmaceutów dotarło, że to jest zła praktyka.
Farmaceuci tę świadomość chyba zawsze powinni mieć?
Ogół farmaceutów nigdy nie brał w tym udziału, chociaż nawet te nieliczne wyjątki budzą niepokój. Zwłaszcza że w odwróconym łańcuchu dystrybucji uczestniczyły nie tylko tak nielubiane przez nas apteki należące do sieci. Niektórym chodziło o szybki zysk, innym – o przetrwanie. Ale nie zmienia to faktu, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Problem został ograniczony. Ale powstał w jego miejsce kolejny: tak zwane przychodnie, które potrzebowały na swoje zaopatrzenie tych samych leków: wziewnych, heparyny, insuliny. Przychodnie te były rejestrowane zgodnie z prawem, tyle że nigdy nie podjęły działalności leczniczej. Powstawały wyłącznie po to, aby odsprzedawać zamawiane leki za granicę. W tym okręgu, w którym ja działam, czyli na terenie Częstochowskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej, wiedzieliśmy od inspektorów farmaceutycznych, że częstochowskie poradnie były zaopatrywane przez apteki z Gdańska. Proszę sobie wyobrazić, jaka się robiła z tego „ośmiornica”. Sam ten fakt pokazuje, że jest coś nie tak. Trwało to zbyt długo i sądzę, że w szczątkowym stopniu trwa to do dzisiaj. Natomiast problem jest z tym, że czyniły to i hurtownie, i apteki. Możliwość kontroli ze strony nadzoru farmaceutycznego jest niewielka. Jest kilku do kilkunastu inspektorów, którzy mają do skontrolowania około dwóch tysięcy aptek. A więc często były to poszukiwania. Inspektorzy farmaceutyczni wnieśli wielki wkład w walkę z tym procederem.
A nie sądzi pan, że fakt, iż właścicielami aptek mogą być nie tylko farmaceuci, miał jakieś znaczenie?
Uważam, że u podstaw tego problemu istotnie leży nieograniczona liczba aptek, a te mogą powstawać jak grzyby po deszczu, skoro aptekę może założyć każdy, kogo na nią stać. Nie ma też żadnych wskaźników ani geograficznych, ani demograficznych, które mogłyby to zjawisko ograniczać. A tylko takie ograniczenia sprawiłyby, że apteki mogłyby funkcjonować jak zdrowe podmioty gospodarcze i się z tego dobrze utrzymywać. W Polsce nie ma takich regulacji. Apteki są prowadzone przez ludzi z wielu różnych branż, co powoduje, że jest ich zbyt dużo. Pacjent może pomyśleć, że to dobrze, bo jest konkurencja cenowa między aptekami, ale prawda jest taka, że ta konkurencja prowadzi do pauperyzacji wielu aptek. Oczywiście – jak wcześniej podkreślałem – upadającej małej apteki nie usprawiedliwia udział w nielegalnym obrocie lekami, podobnie jak wielkich sieci nie usprawiedliwia chęć zwiększenia i tak dużego zysku. Apteki powinny być własnością aptekarzy i to w proporcji 1 na 1.
Nie zadbano kiedyś o właściwe proporcje.
W małym miasteczku, w którym ja żyję, gdzie jest nas 14 tysięcy mieszkańców, jest 10 aptek, a w promieniu 50 metrów są trzy apteki! Jest to absolutnie nie do przyjęcia. A wciąż powstaje wiele nowych. Dlatego większość aptek indywidualnych jest w kiepskiej kondycji finansowej.
Myśli pan, że jest szansa na zmianę?
Mamy duże nadzieje. Przedstawiciele nowej władzy zgadzają się z niektórymi naszymi postulatami, np. apteka dla aptekarza, demografia aptek. W Polsce wielkie sieci apteczne mają już ponad 50 proc. obrotów na rynku. Jeśli zwiększą swój udział do 60 i więcej procent, nastąpi podział rynku między sieciami. A przecież sieci apteczne w Polsce nie są zainteresowane pacjentem. One są zainteresowane zyskiem, biznesem.
Gdzie indziej jest inaczej?
W wielu krajach starej Unii, ale także na Węgrzech obowiązuje zasada apteka dla aptekarza. Jedynie taki układ jest gwarancją właściwej polityki lekowej państwa i niemożności wprowadzenia dyktatu cenowego przez sieci aptek, a takie plany mają potężni międzynarodowi gracze na rynku dystrybucji leków.
W Wielkiej Brytanii na przykład nawet w aptekach sieciowych sprawowana jest opieka farmaceutyczna na dość wysokim poziomie. Robi się iniekcje, szczepienia, badania diagnostyczne, leczy narkomanów. U nas takie działania też są potrzebne, ale celem nadrzędnym farmaceutów powinna być pomoc pacjentowi, a nie konkurencja między aptekami. Życzyłbym sobie, aby aptekarstwo polskie było aptekarstwem na najwyższym poziomie, świadczącym te usługi farmaceutyczne, które są w pakiecie naszych zadań.
Uważa pan, że izby aptekarskie są w swoich działaniach wystarczająco skuteczne?
Myślę, że mogłyby być skuteczniejsze, znacznie bardziej niż są dziś. Od lat wypracowywane są bardzo dobre koncepcje, ale nie są wprowadzane w życie. Mamy za to bardzo niedoskonałe prawo. Ono narzuca szereg drobiazgowych uregulowań od momentu otwarcia apteki, przez jej prowadzenie… jest tu wiele potrzebnych zakazów i nakazów, ale są zbyt rygorystycznie egzekwowane. A przecież w ten sposób, z całą surowością, powinny być traktowane sytuacje patologiczne i o charakterze przestępczym. Myślę, że rolą samorządu aptekarskiego jest również przekonywanie osób stanowiących prawo, że to przecież zdrowie pacjentów ma być nadrzędną kwestią, a nie skupienie się na skrupulatnym egzekwowaniu najdrobniejszych przepisów! Izby farmaceutyczne mają opracowany pełen pakiet takich spraw.
W czym jest problem?
Problem od lat jest jeden: dotarcie do osób decyzyjnych i przekonanie ich do swoich racji. Zdarzało się często na komisjach zdrowia, że wszystko zostało wysłuchane ze zrozumieniem, ale po głosowaniu dany projekt nie przechodził dalej. A przecież także politycy powinni mieć świadomość, że zdrowie pacjenta to również kwestia bezpieczeństwa kraju.
Na co dzień w swojej pracy ma pan okazję o tym pamiętać?
Praca za pierwszym stołem daje możliwość bezpośredniej pomocy pacjentowi i jeżeli potrafimy pomóc – to najpiękniejsza rzecz! Niezmiennie uważam, że jest ogromnie ciekawa. Po to jest nasz zawód, żeby ludziom pomagać. Nasza wiedza aptekarska pozwala udzielić pomocy, która często udzielana jest przez lekarzy, chociaż nie ma potrzeby, aby ich w to angażować. Widać to zwłaszcza w mniejszych miejscowościach. Dlatego mamy zamiar wprowadzić opiekę farmaceutyczną, być może nawet częściowo odpłatną. Będzie to niezwykle pożyteczne, także dla nas, farmaceutów, bo pozwoli nam wykorzystać bardziej wiedzę, którą nabyliśmy i wciąż nabywamy, doszkalając się przez całe zawodowe życie. A przede wszystkim odciążyć lekarzy POZ i skutecznie pomóc naszym pacjentom.
W jakich dziedzinach pacjent mógłby skorzystać z opieki farmaceutycznej?
Warto na przykład zrobić katalog wszystkich leków, jakie dany pacjent przyjmuje i określić, czy one wszystkie na pewno są mu potrzebne. Czy od jednego ze specjalistów, z których pomocy korzysta, nie otrzymuje podobnych leków do tych, które już przyjmuje? Innymi słowy, czy nie popełnia polipragmazji. Albo czy nie przyjmuje leków, które razem powodują niezgodności recepturowe.
Czyli także niezgodności farmakodynamiczne i farmakokinetyczne.
Dokładnie o tym mówimy. Dodatkowo można by znacznie ograniczyć marnotrawstwo leków i niepotrzebne wydawanie pieniędzy przez pacjentów. Kolejnym ważnym elementem opieki farmaceutycznej jest doradztwo w kwestii przyjmowania leków, ich interakcji z pożywieniem, napojami. Często po wyjściu z gabinetu lekarza pacjent nie pamięta, czy ma przyjąć dany lek przed jedzeniem czy po, a może w trakcie? Rano czy po południu? Większość lekarzy pisze pacjentom zasady dawkowania i przyjmowania leków na karteczkach, wielu pacjentów jednak je gubi albo zapomina. Wtedy miejscem konsultacji, gdzie może uzyskać te informacje, jest apteka. Często zdarza się, że dopiero w aptece okazuje się, że pacjent finansowo nie może sobie pozwolić na zrealizowanie całej recepty. Jeżeli aptekarz nie może podarować mu danego leku, poinformuje, który z wypisanych na recepcie pacjent może w ostateczności pominąć, a który musi zacząć przyjmować. Poza tym często pacjenci szukają wiedzy bardziej ogólnej. Albo chcą doradzić coś komuś znajomemu…
Pewnie nie zawsze jest czas na takie rozmowy.
Nie zawsze, ale dlatego od 12 lat prenumeruję „Modę na Zdrowie”. Mamy dziś z synem siedem aptek, zaczynaliśmy od dwóch, ale wasz miesięcznik pomaga mi od lat właśnie w odpowiadaniu na takie pytania albo w rozbudzaniu świadomości zdrowotnej naszych pacjentów. Niestety, wiele osób szuka informacji u „doktora Google” – to powinno być zakazane! Widzę, że nawet ci, którym wydaje się, że są zorientowani w temacie, bo naczytali się w internecie, potrzebują rady farmaceuty. Wiele zależy od osobowości człowieka: jeden jest otwarty, inny zamknięty. Do tego zamkniętego trudniej dotrzeć, wymaga to delikatności i wyczucia. Czasem „Moda na Zdrowie” w tym pomaga – bo podarowuję egzemplarz, a pacjent wraca i ma większą śmiałość zapytać o coś, co przeczytał. Zawiązuje się rozmowa, w końcu zaczyna mówić o swoim problemie. Pacjent jest często zagubiony, trzeba umieć wyjść do niego aktywnie.
Uważa pan, że farmaceutom brakuje jakichś uprawnień, by móc skuteczniej pomagać pacjentom?
Istnieje pojęcie tzw. recepty farmaceutycznej. Jej wystawienie obwarowane jest jednak różnymi restrykcjami, na przykład na tego typu dokumencie może być przepisana najniższa dawka określonego leku. Przypuśćmy, że rozpiętość dawki danego preparatu jest duża, więc pacjent, aby zastosować zwykle przyjmowaną dawkę, musi zużyć na raz pół opakowania. Dlatego uważam, że jest to niewystarczające rozwiązanie, powinniśmy mieć tu większe kompetencje.
Powiedział pan kiedyś, że w okresie transformacji zabrakło aptekarzom pewnego wizjonerstwa. Sądzi pan, że to do odrobienia?
W okresie transformacji apteki indywidualne były pierwszymi prywatyzowanymi przedsiębiorstwami. Cefarm zostawił sobie część aptek, pozostałe – były sprzedawane osobom prywatnym. Uważam, że wtedy nasz samorząd zaprzepaścił pewne szanse. Wówczas był idealny czas, aby wypracować model apteki indywidualnej. Z drugiej strony mocną stroną polskiego aptekarza było i jest bezwzględne oddanie zdrowiu pacjenta, który przychodzi do jego apteki.
Kilka razy w naszej rozmowie wracał pan do Cefarmu, był pan z tą firmą przez wiele lat związany.
Pamiętam prywatyzację Cefarmu – ówczesny minister skarbu zarządził, że prywatyzacja tego przedsiębiorstwa może być tylko kapitałowa. A kapitał był za granicą. Ostatecznie kapitał firmy poszedł do prywatnych hurtowni, które były prowadzone w żałosnych warunkach. Dla mnie to był najbardziej bolesny przedział w życiu zawodowym.
Jest pan jednym z najbardziej znanych, bo także najbardziej zaangażowanych społecznie, farmaceutów. Zawsze chciał pan być aptekarzem?
A skąd! Najpierw chciałem być geografem, jako dziecko gromadziłem wielkie atlasy. Kiedy przyszedł czas decyzji, zdawałem na prawo. Nie dostałem się. Później zdawałem na farmację, z sukcesem. Ten zawód wydawał mi się przyjemnym zawodem – czysto, ładnie, pomaga się ludziom. Kolega rodziców był aptekarzem, na pewno wpłynął na mój wybór.
Widać przeznaczenie okazało się silniejsze. Pański syn, z którym dziś wspólnie prowadzicie apteki, także wcześniej zamarzył o innych kierunkach.
Na farmację został trochę namówiony. Wcześniej został filozofem, później skończył psychologię, dopiero na końcu poszedł na farmację. Dziś prowadzi apteki znacznie odważniej niż ja. Ale wciąż priorytetem jest pacjent, żeby lek był dla każdego, kto po niego przychodzi. Staramy się być bardzo otwarci na każdego pacjenta, życzliwi.
Mgr. farm. Piotr Stojek
Specjalista w zakresie farmacji aptecznej. Członek samorządu aptekarskiego w województwie częstochowskim. Były dyrektor naczelny PZF „Cefarm”. Od 2011 roku prezes Częstochowskiej Okręgowej Izby Aptekarskiej. Podczas tegorocznych obchodów Światowego Dnia Zdrowia otrzymał nagrodę za całokształt sumiennej pracy zawodowej i wieloletnią działalność społeczną na rzecz samorządu aptekarskiego. Ukończył farmację w Akademii Medycznej w Lublinie. Od razu po stażu został kierownikiem dużej apteki w Terespolu nad Bugiem. Przez szereg lat pracował w administracji i zaopatrzeniu aptek. Własną aptekę prowadzi od szesnastu lat.