Moja moda na zdrowie – wywiad z redaktorem naczelnym Adamem Górczyńskim

Ludzie piszą do redakcji o swoich kłopotach, ale i o radościach. Przysyłają ślubne zdjęcia, informują o ponownie sklejonym związku, o tym, że zrobili badania, które okazały się bezcenne, że zrozumieli coś, co poprawiło ich życie. Kim jest człowiek, który te relacje z czytelnikami od samego początku buduje?

Z redaktorem naczelnym Adamem Górczyńskim rozmawiają: Sonia Ross, Ewa Piechota, Anna Harasimowicz.

Pamiętasz tę jesienną noc, kiedy stałeś 4 godziny na ulicy przy całodobowej aptece, rozmawiając z farmaceutką przez okienko o swojej wizji „Mody na Zdrowie”?

Pamiętam doskonale. Zwłaszcza, że przyszedłem po leki na infekcję, a podczas rozmowy dostałem ataku kamicy nerkowej. Od stania w chłodną noc (śmiech). Dyżur w aptece miała wtedy pani doktor farmacji Romualda Lange, która cierpliwie wprowadzała mnie w swój zawodowy świat. Było to w mojej rodzinnej Gdyni, na ulicy Starowiejskiej. Od tego czasu upłynęło właśnie 10 lat.

To dużo?

Zależy. Biorąc pod uwagę, że przez 10 lat wydaliśmy 120 numerów „Mody”, a więc minęło 120 miesięcy, wydaje się stosunkowo dużo, ale z drugiej strony to nie jest zbyt wiele. Moja babcia Kazia skończyła w marcu tego roku 103 lata. Nasza historia, patrząc z jej perspektywy, stanowi niecałe 10 procent jej życia. Ale zgadzam się z opinią, że na ogół przeceniamy to, co możemy osiągnąć w jednym roku, a nie doceniamy tego, co możemy zbudować w 10 lat. Nam udało się stworzyć doskonałe relacje z czytelnikami, którzy są klientami aptek. W tym sensie „Moda na Zdrowie” stała się modą na sukces: największy magazyn o zdrowym stylu życia w Polsce, kilka prestiżowych nagród wydawniczych za grafikę i okładki, Laur Konsumenta, nakład 300 tysięcy, doskonali współpracownicy i ponad milion czytelników miesięcznie. I ten ostatni fakt jest dla nas najważniejszy. To, że jesteśmy co miesiąc dla tej jednej, jedynej osoby, która nas czyta. Ważne jest to, że ktoś na nasz miesięcznik – cierpliwie lub niecierpliwie – czeka, że otrzymujemy listy, w których czytamy: „W sobotni poranek siedzę na swojej werandzie, czuję woń ulubionej kawy z mlekiem, a obok mnie moja najlepsza, mądra przyjaciółka – Moda na Zdrowie. Uwielbiam ten czas, który spędzamy razem”.

Przyjaciółka?

Tak. Kiedy redagujemy pismo, cały czas nurtują nas pytania: – W jaki sposób możemy pomóc? Wiemy, że nie każdy siedzi na „werandzie w ogrodzie”, nie każdy ma doskonałe relacje z bliskimi, nie każdy jest spokojny o swoją przyszłość, nie każdy jest zdrowy, nie każdemu życie układa się tak, jak by tego chciał lub na to zasługiwał.

I co w takiej sytuacji robicie?

Podsuwamy pomysły. Radzimy. Dajemy nadzieję, wierząc, że nadzieja to nie jakaś romantyczna bzdura, tylko trampolina dla każdego z nas. Aby wybić się z miejsca, w którym się znajdujemy i zawędrować tam, gdzie chce się być. Pisze o tym Jack Canfield w mojej ulubionej książce pt. Zasady Canfielda. Polecam ją każdemu, kto utknął w miejscu, z którego nie może się wydostać i w którym nie czuje się szczęśliwy.

Są jednak sytuacje trudne, a nawet dramatyczne. Mam na myśli chorobę.

Wielu ludzi było chorych i wielu wyzdrowiało. Dlaczego naszym czytelnikom nie miałoby się to udać? Pracujemy na chorobę latami, a liczymy, że ktoś nas w pięć minut wyleczy. Tak nie jest. Ale organizm ma niebywałą i niespotykaną siłę samouzdrawiania. Warto się na niej oprzeć!

Adam_Górczyński57

Łatwo się mówi, kiedy się jest zdrowym.

Ja też byłem chory. Nadciśnienie, zbyt wysoki cholesterol, nadwaga. Każda z moich dolegliwości stanowiła lustrzane odbicie mojego stylu życia. Wystarczyło trafić do świetnego lekarza, który oczywiście jest dzisiaj jednym z naszych konsultantów, doktora Piotra Gryglasa, żeby się o tym przekonać. Najpierw były leki, potem zmiana trybu życia, a teraz to już tylko zdrowie (śmiech).

Tak szybko i łatwo?

Najważniejsza kwestia to konsekwencja, a ona jest sprawą najtrudniejszą. Z podziwem obserwuję, z jakim poświęceniem pan Bogusław Kaczyński, przyjaciel naszego miesięcznika, podjął walkę ze skutkami swojej choroby. Zmienił całe życie. Podporządkował je zdrowiu. Rozmawiał z nami o tym z taką pasją, z jaką opowiada w telewizji o Janie Kiepurze.

Czekaliśmy na to słowo: pasja. Znając ciebie, musiało ono zostać użyte.

To słowo klucz. Pasja to motor naszego działania.

Wcześniej twoją pasją była telewizja. Jesteś współtwórcą TVN, autorem bardzo wielu popularnych programów, byłeś szefem telewizji publicznej.

W formule naszej dzisiejszej rozmowy pojawiają się różne opinie na mój temat. Bardzo za nie dziękuję. Sam na życzenie redakcji o nie poprosiłem. Wypowiadają się o mnie osoby, z którymi lub dla których pracowałem, z którymi miałem i mam zaszczyt iść przez życie. Ludzie, których cenię. Wszyscy mają jedną wspólną cechę – żyją z pasją. Tylko dlatego mogli stanąć przed szeregiem, a nie w szeregu. Wspominałem wcześniej o panu Bogusławie – o jego pasji do sztuki i miłości do ludzi, którzy ją tworzyli. Postawa ta cechuje również mojego byłego szefa, wielkiego człowieka telewizji – Mariusza Waltera. I moją pierwszą w życiu szefową, z którą uwielbiałem pracować w programie 5-10-15, a później w TVN, Bożenę Walter. Damę wyjątkową, mądrą, szlachetną, piękną i na dodatek z poczuciem humoru. Cechuje też mojego zasłużenie znanego kolegę – Krzysia Ibisza, który jest tytanem pracy, a jednak na wszystko zawsze potrafi znaleźć czas. Zapytajcie teraz, dlaczego „Moda na Zdrowie” jest taka, jaka jest?

A więc dlaczego?

To nasza pasja sprawia, że fruniemy na skrzydłach do pracy, wszystko nas cieszy i na nic nie narzekamy, w dodatku lubimy szefów (śmiech). Gdzieś w tym wszystkim znajdujemy głębszy sens i wiemy, że to co robimy, to służba drugiemu człowiekowi. Służymy również sobie w ramach jednego zespołu. To taki „DreamWorks” Stevena Spielberga. Nic dziwnego, że właśnie ta amerykańska firma tworzy doskonałe filmy.

Adam_Górczyński46Jesteś pewny, że zdanie to dotyczy wszystkich?

Może dotyczyć wszystkich. Jestem pewien, że każdy z nas ma całkowity wpływ na swoje życie, że to my trzymamy ster i obieramy kurs. Chyba że płyniemy przez życie niesieni przez fale, prądy morskie, wiatr i liczymy na to, że nie trzymając tego steru, też gdzieś dopłyniemy.

Coraz więcej ludzi nie radzi sobie ze stresem w pracy. Czy uważasz, że to wynik braku pasji?

Kiedy mówimy o pracy, warto pamiętać, żeby nie wpaść w pułapkę. Spirala sukcesu, która wciąga nas w życie na wysokich obrotach, może odbić się na naszej kondycji i zdrowiu. Potrzebujemy w życiu równowagi.

To znaczy?

Przeciwwagą do pracy jest rodzina. O tym wszystkim piszemy w „Modzie”.

„Moda na Zdrowie” powstała z pasji, daje się to wyczuć. Jak rodził się pomysł na taki miesięcznik?

Rynkiem farmaceutycznym zainteresował mnie znajomy z Londynu, Leslie Sheldon. Bardzo mu dziękuję, bo to on skierował mnie do apteki. Zamierzał w Polsce wydawać pismo dla farmaceutów. Niezbyt pociągała mnie ta wizja, ale jakoś chciałem mu pomóc. W tym czasie nasza firma zajmowała się zupełnie inną działalnością, produkcją telewizyjną, więc trochę dla świętego spokoju odwiedziłem jedną, drugą, trzecią aptekę.

I usłyszałeś, że są już cztery takie pisma dla farmaceutów.

To też, ale znalazłem w aptece również ulotki dla pacjentów. Szare, na brzydkim papierze. – Tego nikt nie czyta! – usłyszałem od aptekarek. I wtedy mnie olśniło. – A gdyby tak móc wręczać odwiedzającym aptekę magazyn, wyglądający trochę jak „Twój Styl?” – zapytałem. – Praktyczny poradnik o zdrowiu, przystępny, ale taki, w którym wypowiadają się najwybitniejsi lekarze, eksperci fitnessu, trenerzy, psychologowie, dietetycy… Miesięcznik o zdrowiu, a nie o chorobie. – Takie pismo – oznajmiły panie farmaceutki – każdy chciałby mieć.

I to „coś, co każdy chciałby mieć i co pomaga żyć”, obchodzi właśnie swój jubileusz. A dlaczego „Moda” w aptece? A nie np. w kiosku?

Apteka stanowi centrum wiedzy o potrzebach pacjenta. To w niej szukamy pomocy, wdajemy się w pogawędki, prosimy o radę dotyczącą leków, suplementów, kosmetyków i zdrowia. Siłą każdej apteki jest wiedza i zaangażowanie farmaceuty! Jego stosunek do pacjenta lub klienta. W tych aptekach, w których jest dostępna „Moda na Zdrowie”, to podejście do człowieka jest bardzo dobre. Sam fakt, że apteka ponosi koszt zakupu naszego miesięcznika i wręcza go swoim klientom bezpłatnie, świadczy o wyjątkowym rozumieniu zawodu. Jesteśmy w tych aptekach, które inwestują w edukację swoich klientów.

Jaki wpływ miała na ciebie „Moda na Zdrowie”?

Ogromny. Zmniejszyłem tempo życia i porcje jedzenia, częściej wsiadałem na rower, odkryłem nordic walking. Nasz miesięcznik pierwszy zaczął promować ten sport. Zachwyciliśmy się nim między innymi dlatego, że ujrzeliśmy wielką nadzieję dla starszych osób, które trudno namówić do jakiegokolwiek ruchu. Opublikowaliśmy na ten temat wiele artykułów. Pierwszy, archiwalny, dotyczący tego tematu tekst przypominamy w tym numerze na stronie 32. Ponieważ kijków nie można było jeszcze wtedy kupić w sklepach, sprowadziliśmy je do Polski. Zaprosiliśmy do redakcji twórców tego sportu. Sam byłem jednym z pierwszych, którzy chodzili z kijkami. Pamiętam, że kiedy maszerowałem z nimi w podwarszawskim Konstancinie, usłyszałem, jak synek pyta swojego tatę: –Tatusiu, a dlaczego ten pan tak chodzi? A tatuś mu na to: – A bo, synku, ten pan jest inwalidą. To było kilka lat temu. Dziś już z kijkami chodzą nie tylko starsi, ale i młodzi. Nieskromnie powiem, że „Moda na Zdrowie” ma w tym swój udział.

Jakiś czas temu widziałam cię, jak ze swoim synem Jaśkiem jechałeś na trójkołowej hulajnodze. Zdaje się, że obaj się świetnie bawiliście.

Ewa Woydyłło napisała u nas w którymś felietonie, że z radością zobaczyłaby babcię jadącą przez park na hulajnodze, więc wydaje mi się, że ten pomysł jest do zrealizowania (śmiech). Ja jeździłem na niej z Jaśkiem, kiedy był młodszy. Potem uczeń przerósł mistrza. To urządzenie, jak wiele innych znajdujących się w naszej redakcji urządzeń sportowych, jest do dyspozycji pracowników. Zamiast palić, lepiej ćwiczyć.

W którymś wywiadzie wspomniałeś o tym, że Jasiek pomaga ci w pracy.

To było dość dawno, bo dziś mój syn ma 19 lat, więc jest już dojrzały. Kiedy o tym mówiłem, miał 7 albo 8. Ale faktycznie od dziecka „testowałem” na nim produkowane przeze mnie programy dla dzieci. Był więc ich pierwszym widzem, potem „konsultował” wydawane przeze mnie pisma dla młodzieży. Teraz także często rozmawiamy o pracy, zwłaszcza, że obecnie praktykuje na poważnym stanowisku brand managera w firmie Skok na Sok S.A. Ta firma to na razie warszawska sieć barów sokowych. Ale to już inny temat.

Ostatnio mocno angażujecie się jako redakcja w problem nietolerancji pokarmowej. Znów jesteście pierwsi!

Wielu ludzi z różnych powodów choruje i medycyna nie zawsze zna przyczynę dolegliwości. Okazuje się, że może nią być nietolerancja na określony pokarm. Żeby się tego dowiedzieć, trzeba zrobić jedynie prosty test – Food Detective firmy Cambridge.

Ty, o ile wiem, bardzo dbasz o to, co jesz.

Pewnie nie miałbym na temat nietolerancji pokarmowej takiej wiedzy, gdyby nie dr Ewa Dąbrowska, którą spotkałem w ośrodku Waldtour-Revita w Gołubiu, na Kaszubach. Namówiłem na wyjazd już kilka osób z mojej rodziny, między innymi prof. Stanisława Gomułkę. Obaj dzięki pobytowi w tym ośrodku czujemy się dużo lepiej.

O czym jeszcze chciałbyś nam powiedzieć?

O ludziach, z którymi pracowałem: o profesorze Aleksandrze Bardinim, Zygmuncie Kałużyńskim i tych osobach, które wybierałem.
O pracy, w której nie liczyło się honorarium.
O czasie, którego się nie mierzyło.
O szczęściu i sympatii do szefów: Aleksandry Frykowskiej, Macieja Kosińskiego.
O Jerzym Wunderlichu – moim akademickim nauczycielu zawodu i pierwszym mistrzu telewizyjnym.
O mojej wyjątkowej i niezastąpionej asystentce Kasi Stokowiec.
O wdzięczności dla mojej Mamy.
O wstępniakach, które piszę, i o tym, czym dla czytelników czasami bywają.
Przede wszystkim jednak chciałbym pozdrowić tych, którzy piszą do nas wzruszające, ciepłe listy. Pragnę im powiedzieć, że są dla mnie i dla nas wszystkich z „Mody na Zdrowie” bardzo ważni.


kaczynsk_3 Bogusław Kaczyński

Nasze relacje są bardzo sympatyczne i dość częste. Na szczęście. Podczas pierwszego spotkania dłuższy czas rozmawiałem z panem Adamem jak z osobą, której nigdy wcześniej nie widziałem. Dopiero po chwili przypomniał mi, że przez wiele lat pracowaliśmy razem w Programie 2 TVP. Istotnie, tylko że pan Adam w ostatnim czasie stracił na wadze wiele kilogramów, dzięki czemu upodobnił się do młodzieńca. Gratuluję mu siły woli i podziwiam. Także pasję, z jaką propaguje kulturę pisaną przez duże K. W tej dziedzinie szczególnie znajdujemy wspólny język. Chciałbym go zapytać: Czy „Moda na Zdrowie” i muzyka potrafią przedłużyć życie człowiekowi do 150 lat?


walter2

Mariusz Walter

Relacje między nami były przyjacielskie, co w najmniejszym stopniu nie powodowało, iż Adam miał specjalne względy, odwrotnie. Znając jego potencjał i możliwości, zawsze wymagałem od niego najwięcej. Przez długi czas był kimś w rodzaju dzisiejszego Edwarda Miszczaka.
Cenię Adama za odwagę, prostolinijność i szczerość. Nigdy nie powie „tak”, jeśli myśli „nie”. Mimo że się od lat nie spotykamy, uważam się za jego przyjaciela i mam nadzieję, że vice versa.
Jaki pan Adam na pewno nie jest? Fałszywy. Za to jest czuły na płeć odmienną. Ma w tej sprawie (miał?) wiele sukcesów. Tylko raz byłem zazdrosny o jego podboje. Dziś spytałbym go: „Może Ty wiesz: kak жить, daragoj?


Prof. Stanisław Gomułka

Mama Adama Maria i ja mamy tych samych pradziadków. Pewnego dnia powiedziałem mu, że chyba mam problem z nadwagą. – Pojedziemy razem do ośrodka w Gołubiu – powiedział. – Będziesz tam pił trochę soków, całkiem smacznych, dużo chodził po pięknej kaszubskiej okolicy i nie będziesz głodny. Nie wierzyłem. Ale propozycję przyjąłem. Okazało się, że miał rację. Adam ma niesłychany dar uważnego słuchania innych i zadawania ciekawych pytań, a także dar dobierania utalentowanych współpracowników.
Zaskoczyło mnie jego zaangażowanie w „Modę na Zdrowie”. To dla niego coś w rodzaju misji. Jego pismo ma być, zgodnie z tą misją, równocześnie pożyteczne i piękne. Widzę, że się w tym świetnie realizuje.


krzysztof_ibisz_2Krzysztof Ibisz

Spotkałem Adama jako wydawcę dziecięcego programu 5-10-15, kiedy pracował pod kierownictwem Bożeny Walter. Nasza współpraca od początku świetnie się układała, a po pewnym czasie przerodziła w przyjaźń. Po latach Adam był autorem nowej oprawy Programu 1 TVP, czyli nowego wizerunku i nowego sposobu prezentowania. Wtedy pracę rozpoczęli: Hania Smoktunowicz (obecnie Lis), Kinga Rusin, Ewa Drzyzga, Piotr Kraśko i ja. Kierował nami wszystkimi Adam. Gdy Mariusz Walter zamierzał stworzyć TVN, zaprosił nas do współpracy w nowej telewizji. Ponieważ nie miał jeszcze koncesji, pojechaliśmy z nim do Krakowa, gdzie przejął TV Wisła. Adam był tam prezesem zarządu, a ja doradcą programowym. Wymyśliliśmy wtedy z Adamem, że po programie postawimy na noc przed akwarium włączoną kamerę. Okazało się później, że rybki miały większą oglądalność niż program stacji.
Wówczas też zamieszkaliśmy w jednym domu. Tworzyliśmy zgraną paczkę. Chodziliśmy na zmianę w swoich ubraniach, ja w koszulce Adama, on w moim swetrze. Później pracowaliśmy w TVN, gdzie Adam był dyrektorem programowym, a ja producentem, prezenterem i dziennikarzem.
Adam, podobnie jak ja, wierzy, że można zmienić świat. Ma głowę pełną pomysłów. To urodzony wizjoner i lider z charyzmą. Mógłby być coachem biznesu i autorem książek motywacyjnych. Osoby pracujące w telewizji często nie wierzą w swoje możliwości poza TV. Adam umie realizować wszystkie założone przez siebie cele. Jest jedną z osób, do których mogę zadzwonić i porozmawiać na każdy temat, ale w sposób głęboki. Adam rozumie ludzi. Ceni życie prywatne. Janek, syn Adama, jest bardzo podobny do ojca. Bardzo lubię z nim rozmawiać, bo to jest tak, jakbym rozmawiał z Adamem z tych naszych dawnych lat.


Romualda Langedr farm. Romualda Lange

Cenię w Adamie jego profesjonalizm, pasję tworzenia – co pewien czas stara się z ogromnym entuzjazmem robić coś nowego: idea Przyjaznej Apteki (pomysł – niemal jak u Wyspiańskiego – „Aptekę moją widzę ogromną”…,), Anioły Farmacji, Nagrody dla młodych naukowców – z pasją ku przyszłości – wiele by jeszcze mówić. Lubię czytać jego powitania – to prawdziwe perełki refleksji. Wiem od pacjentów, że na nie czekają.


IMG_6190Kapitolina Tychmanowicz, mgr farmacji

Adam jest razem z nami, aptekarzami, od dawna. Chciałabym, by tak było zawsze. Chcę podziękować w swoim imieniu i w imieniu naszych pacjentów za „Modę na Zdrowie”, która gości w naszej aptece od początku, a o którą już od pierwszego dnia każdego miesiąca pytają.


piotr-gryglasdr n. med. Piotr Gryglas

Pan Adam to bardzo subordynowany pacjent. Dostosowuje się do zalecanej modyfikacji swojego życia, co wcale nie jest łatwe. Dzięki temu ma dzisiaj dobre wyniki. Trzeba życzyć sobie takich pacjentów.


biedrzynska-2Adrianna Biedrzyńska

Poznałam go w bardzo dziwnym, trudnym, ale i szczęśliwym okresie mojego życia. Właśnie urodziłam córeczkę. Kupowałam dom i musiałam podejmować wiele trudnych decyzji. Wtedy też umarł mój tato. Adam bardzo mi pomógł i nigdy tego nie zapomnę. Cokolwiek wydarzy się w jego życiu, jestem.


tadeusz_rossTadeusz Ross

Z Adamem znamy się od tak dawna, że powiedzenie „od zawsze” wydaje się blade jak pupa gipsowego anioła. Poznaliśmy się jeszcze w ubiegłym stuleciu i to bardziej w jego środku niż u schyłku. Adam gdzieś wchodził, a ja z tego „gdzieś” wychodziłem i to nas zbliżyło, ponieważ nic tak nie zbliża jak oddalenie. Ale mimo to zaprzyjaźniliśmy się, z tym że ja bardziej, bo Adam jest bogatszy, więc ciągle pożyczam od niego pieniądze. Nie są to duże sumy, dwa, trzy złote, na lizaki, bo lubię słodycze. Nie jesteśmy z Adamem jeszcze starzy, a nawet przeciwnie, młodniejemy z każdym rokiem, przy czym Adam jeszcze bardziej, bo jest na sokach. Tak sobie wymyślił. „SKOK NA SOK”. Ja niczego nie wymyśliłem. No może tylko to, że ciągnę Adama na różne bankiety, na których Adam pięknie śpiewa. Ja też śpiewam, ale już nie tak pięknie jak Adam, bo jestem starszy i nie dociągam do górnego „C”. W Adamie najbardziej cenię jego chęć pomocy innym. Pomaga ludziom, a raz pomógł kaczkom. Nakarmił je w Łazienkach i od tej chwili krzyczą za nim: „Adam, Adam”. „Tadeusz, Tadeusz” nie krzyczą, bo kto słyszał kaczkę krzyczącą „Tadeusz”. Raz miał złamany nos, więc pojechałem z nim do szpitala, gdzie chirurg mu go złamał jeszcze raz, żeby mieć co nastawiać, bo uznał, że jest za mało złamany. Jeszcze mój chciał złamać, ale Adam go wybłagał, żeby tego nie robił, bo kto go będzie odwiedzał w szpitalu. Gdybym Adamowi miał zadać jakieś pytanie, tobym go zapytał o godzinę. Jest takim perfekcjonistą, że nawet poprawia zegarek. Jak by była na przykład dwunasta w południe, to Adam by też nastawił na dwunastą. Niby tak samo, a jednak po swojemu.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *